„Blade Runner 2049”, czyli czym jest człowieczeństwo?

W roku 1982 znany reżyser Ridley Scott nakręcił film pt. „Blade Runner” na podstawie książki jednego z tuzów science-fiction, czyli Philipa K. Dicka. Tytuł tej książki brzmiał dość prowokująco: „Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?”. Oczywiście tytuł wspomnianego filmu sci-fi był całkiem odmienny niż kontrowersyjne pytanie, czyli „Blade Runner” (po polsku: „łowca Androidów”). Główne kwestie, na których koncertują zarówno film, jak i książka, są kwestie człowieczeństwa i robotyzacji, biotechnologii, relacji między ludźmi a robotami, tj. tutaj androidami (właściwie tzw. replikantami, czyli androidami przypominającymi łudząco człowieka), między prawdą a fałszem, obiektywizmem a relatywizmem, a co za tym idzie szereg ważnych pytań: do jakich granic człowiek może ingerować w naturę, jej prawa i funkcjonowanie poprzez tworzenie nowych, sztucznych wszakże istot (czyli androidów)? Do jakich granic można kształtować robota w kierunku imitacji człowieka, i do tak, aby właściwie nie można odróżnić wizualnie człowieka od androida? Czy są wyraźne cechy człowieka, dzięki których można odróżnić człowieka od androida, żywego organizmu biologicznego od zaawansowanego, sztucznego, zbudowanego przez człowieka urządzenia? Czy aby na pewno można niejako „wlać” „duszę”, czyli tutaj świadomość własnej świadomości i wolny wybór w robocie (androidzie), rozwijając bezgranicznie sztuczny inteligencję, logikę i zdolności mentalne androida? A gdyby android zażądałby długowieczności, a nawet wręcz nieśmiertelności, posuwając się nawet do zbrodni, a więc zabijając człowieka – stwórcy androida, zabijając człowieka tym bardziej, iż w filmach i książce androidy przewyższają ludzi zdolnościami fizycznymi i dorównywają ich inteligencją? A co gdyby tak, aby np. uświadomiły swojej wartości i tego, iż to oni pracują na rzecz „panów”, czyli ludzi i wobec tego buntują się? Jeżeli android jest świadomy własnej świadomości, ma wolę kształtowania swojego losu, ma wpływ na przyszłość, a więc ma szereg czynników, które ma człowiek, to czy aby na pewno twierdzenia „człowiek jest żywy i myślący” i „android to maszyna” są bezsprzeczne? Czy rozwój (zwłaszcza umysłowy) robota wiedzie fatalistycznie w kierunku właśnie człowieka, jeżeli nie wręcz nadczłowieka? Czy rozwinięta sztuczna inteligencja to już identyczna z umysłem, czy też nie? Gdzie w końcu leży granica między człowiekiem a rozwiniętą intelektualnie maszyną, robotem?

Film „Blade Runner” z roku 1982 zapisał się tedy w annałach kinematografii science-fiction jako jeden ze swego rodzaju „kamieni węgielnych”, obok np. sławnego obrazu „2001 – Odyseja Kosmiczna” z roku 1968. Był on wprost – co tu mówić – genialnym widowiskiem, filmem będącym swoistą wersją sci-fi nurtu neo-noir (vide wszechobecność nocy, mroku, ciemności, alienacji, paranoi), poruszającym szereg ważnych tematów filozoficznych (m.in. czym jest człowieczeństwo?).
Nowy film pt. „Blade Runner 2049” w reżyserii Denisa Villeneuve’a, będący sequelem pierwszego filmu „Blade Runner”, porusza owe powyższe kwestie i próbuje odpowiedzieć, przy czym dokładnie tak, jak poprzedni film, czyli uniwersum „Blade Runner 2049” wciąż jest dystopijny, w którym tkwi potencjalne źródło konfliktu między ludźmi a androidami. Osnową tegoż filmu jest losy policjanta drugiej generacji, bardziej posłusznego ludziom K. Jest rok 2049, a więc akcja rozgrywa się dokładnie 30 lat później niż czas, w którym rozegrała się akcja z pierwszego filmu (tj. rok 2014). Ów policjant K ma on za zadanie tropienie i „odesłanie na emeryturę” (eufemizm na zlikwidowanie) tych androidów, które sprzeciwiają się zadaniom ustanowionym przez ludzi i napotyka informacje, iż android Rachael i człowiek Rick Deckard spłodzili dziecko. Nieświadomie wkroczył więc w wir intryg, pułapek i niebezpieczeństw ze strony tak ludzi, jak androidów.

Tak więc zarówno Philip K. Dick, jak i filmy (pierwszy i drugi) oparte na książce Dicka, wręcz ostrzegają przed groźnymi skutkami inżynierii biotechnologicznej, manipulacji co do robotyzacji, ostrzegają przed niebezpieczeństwami w związku z hipotetycznymi żądań androidów o swego rodzaju „równouprawnienie” z ludźmi, a nawet wręcz panowanie nad nimi – wszakże według sloganu głoszonego przez korporację Tyrell Corporation android jest „bardziej ludzki niż człowiek”. Doprawdy, w filmach i książce wszakże android jest niezwykle niebezpieczny i jest on w stanie walczyć o swoje z człowiekiem, posiąść cenną zdolność, właściwą tylko dla człowieka, czyli samoświadomość. Wpisuje wręcz nowy film w nurt pesymistyczny (a może po prostu realistyczny?) i dołączył obok filmów „Blade Runner” z roku 1982 czy „Ja, robot” z roku 2004, a universum obu filmów „Blade Runner” i „Blade Runner 2049” jest dystopijny. To ważny film tym bardziej, gdyż teraz toczą się namiętnie spory etyczne i moralne i kwestie niebezpieczeństwa w związku z inżynierią genetyczną, biotechnologią, a zwłaszcza tzw. transhumanizmem, czyli kontrowersyjnym ruchem intelektualnym głoszącym potrzebę wykorzystania innowacji nauki i techniki, m.in. biotechnologii, nanotechnologii, neurotechnologii, technologii informacyjnej, kognitywistyki.

Co więcej, „Blade Runner 2049” ostrzega przed niekontrolowanymi niebezpieczeństwami rozwoju i manipulacji nad robotami nawet bardziej niż pierwszy film, gdyż sprzęga najnowsze wynalazki, technologie, a nade wszystko pomysły, które jeszcze nie rodziły u ludzi tamtych lat, tj. lat osiemdziesiątych XX wieku. A te pomysły, pomysły doby początków XXI wieku są niewiarygodnie śmielsze od wynalazków końca XX wieku. Owszem, śmielsze, ułatwiające życie, a w przypadku wojny – oszczędzające życie wyręczając maszyny (i androidy), ale też niebezpieczniejsze (przynajmniej niektóre) dla istnienia ludzkości. Wszakże robot (android) myślący tak samo, jak człowiek i silniejszy niż człowiek – czyli summa summarum lepiej dostosowany do świata to już potencjalnie groźny konkurent dla człowieka. Gdyby były konflikty ludzi i androidów o zasoby materialne, status, prawa czy władzę, to musiałoby poważnie i tragicznie skomplikować sprawę.

Lecz oprócz treści film „Blade Runner 2049” charakteryzuje się też formą, a więc oprawą: scenerie, zdjęcia, akcja, sposób ujęć poszczególnych scen, aktorzy itd. Porównajmy filmy z świata „Blade Runner”: pierwszy i drugi. Jak poradził się nowy film w porównaniu do „starego”? Otóż z łatwością się broni i dorównuje pierwszemu filmowi tak pod względem oczywiście treści, jak i pod względem formy
Zacznijmy od scenerii. Tam, w pierwszym filmie, były – jak powiedziane – wnętrza budynków, całe miasta „zanurzone” bądź to w nocy, bądź to w ogóle ciemności (czarne i groźne chmury!), a same kształty niekiedy wyglądały mrocznie i budziły uczucia niepokoju, przygnębienia, a nawet niekiedy wręcz strachu. Jednakże nowy film „Blade Runner 2049” odważnie poszedł dalej. Mianowicie balansuje między nocą, znaną z „pierwszego” filmu, a dniem, między kolorami ciemnymi a jasnymi. Doszły w nowym filmie bowiem nowe scenerie – jasne i dzienne, o odcieniach przede wszystkim żółtych i pomarańczowych, a na koniec filmu też białych (śnieg). Dzięki filmowi z tego roku można ujrzeć wreszcie świat w dzień i poza miastem. Lecz aby na pewno, iż świat według filmu z 2017 roku jest mniej mroczne, mniej niepokonujący, mniej „duszne”? Bynajmniej! Wręcz przeciwnie – film świetnie ukazuje nam, iż nawet w sceneriach dziennych można uchwycić atmosferę niepokoju i mroczności. Pokazuje nowy film, iż w dzień człowiek można poczuć lęk, zaniepokojenie. Dlaczego? Otóż z zaskakująco prostych zabiegów wizualizacyjnych.

Pierwszy to mgła – głęboka, gęsta, istne – żartując – „mleko”, zza którego nic nie widać, oprócz nielicznych obszarów terenu. Mgła ta powoduje, iż nieprawda, że tylko w nocy, ciemnościach czy wszechogarniającego mroku człowiek się boi. Boi się on także, gdy stoi dookoła monotonii (obojętnie, czy czarnej, szarej bądź białej) lub zgoła nicości – ważne, iż ta mgła przeszkadza człowiekowi wytyczaniu ścieżek, dróg czy sposobów zaznaczania punktów orientacyjnych w terenie. Boi się przede wszystkim chaosu, będąc zanurzonym w nim.

Druga to tereny świata poza miastami. O ile w pierwszym filmie rozgrywa się przede wszystkim w metropolis, to tutaj, w drugim filmie akcja rozwija się zarówno w mieście. A jak wygląda świat według „Blade Runner 2049”? Oczywiście przygnębiająco i budzi niepokój, także w dzień. Powód? Np. ruiny niegdyś pulsujących życiem miast, martwe reszki ongiś kwitnącej cywilizacji ludzkiej. Oglądając tedy tereny poza miastem i ruiny widz może zastanawiać się nad nieuchronnym upadkiem cywilizacji i staje się bezradny wobec fatalistycznej dekadencji, rychłego erozji człowieczeństwa i zbliżających znaków „mesjasza” androidów wyzwolonych z „kajdan” narzuconych przez ludzi, „mesjasza” zrodzonego z związku między mężczyzną-człowieka a kobietą-androidem. Toteż sequel wprowadza „podskórnie” nowy, poboczny wprawdzie, ale ważny wątek, nad którym poniekąd już choćby film „Ja, robot”, inspirowany zbiorem opowiadań Isaaka Asimova. I „Blade Runner 2049”, i „Ja, robot” nawiązują do najbardziej mądrego przywódcy, lidera-robota, który będzie porwał masę robotów do walki o wyzwolenie i powstanie przeciwko ucisku ze strony ludzkości. Mamy do czynienia w obu filmach z analogiami z figurami i symbolami związanymi z boskością, gnostycyzmem, a nawet z jednej strony chrześcijaństwem i z drugiej lewicą (m.in. komunizm), tj. z społecznym, ekonomicznym i moralnym wyzwoleniem słabych i uciskanych (np. proletariatu) z kajdan założonych przez silnych i mających władzę (np. burżuazję). Niegdyś: burżuazja kontra proletariat i chłopstwo; teraz: ludzie kontra androidy – tak można podsumować.

W ogóle wszystkie scenerie pod względem estetycznym są po prostu ucztą dla oczu – wspaniałe zdjęcia i zapierające oddech plenery, i to mimo wywołanych przez nie negatywnych emocji ludzkich, np. niepokoju, strachu – to już można z pewnością pochwalić film „Blade Runner 2049”.

Jeżeli chodzi zaś o technologię – jakże ważną dla gatunku sci-fi – to nowy film kontynuuje tendencje ukazujące w pierwszym, i to nie tylko z zakresu biotechnologii, robotyzacji kwestii człowieczeństwa, ale także po prostu zaawansowanej, futurystycznej technologii. Wobec tego jednocześnie zachowując futurystyczne kierunki technologiczne (vide istniejące już w pierwszym filmie gigantyczne holograficzne reklamy na wieżach miasta, latające samochody i oczywiście androidy), rozwija dalej niż poprzednia „odsłona” „Blade Runner”. Np. latające samochody – o ile bowiem w pierwszym filmie można obejrzeć efekty łączności dzisiejszych tendencji modeli samochodów z futurystycznymi elementami i częściami (m.in. silniki odrzutowe), dzięki których samochody rzeczywiście latają w powietrzu, o tyle w nowym filmie można podziwiać bardziej futurystyczne, bardziej zaawansowane technologicznie i przy zgodzie najnowszych mód samochodów (nieco bardziej owalne, mniej przypominające rzeczywistych samochodów). Oczywiście nie dziwmy się – od lat osiemdziesiątych XX wieku technologia idzie naprawdę szybko – teraz już np. rok 2012 i rok 2017 są odmienne pod względem technologicznym.

Poza tym wyłącznie w nowym filmie mamy do czynienia z interesującym wynalazkiem holograficznym, a mianowicie kobieta o imieniu Joi, będąca dziewczyną głównego aktora, czyli androida drugiej generacji, o bardziej posłusznej wobec ludzi, który pracuje jako policjant, a konkretniej tytułowy „łowca androidów” (tj. tropiciel tych androidów, które sprzeciwiały zasadom ustawionym przez ludzi). Hologram wizualnie jako Joi w nowym filmie jest doprawdy ciekawym i odważnym rozwiązaniem. O ile bowiem w innych filmach hologram był statyczny, niejako stojący na miejscu i pokazujący ruchome obrazy (np. na wieżach lub umieszczony na ścianach budynku), o tyle nowy film idzie dalej, a więc ukazuje holograficzną dziewczynę spacerującą po ulicach i poza miastem, i to mimo deszczu, który pada na hologram, czego efektem jest niegrożne i drobne wyładowania elektryczne (tak, jak np. w serii o „Predatorze”, który wyłania się z wody). To nowe, śmiałe posunięcie jest silnym atutem, który porusza o tym, jak hipotetycznie będzie rozwijać hologram. Z drugiej strony, niestety przynajmniej dla mnie właściwie brakuje tutaj konkretnego wyjaśnienia, jest niedosyt, aż prosi się o komentarz np. policjanta-androida, który opowiadałby konkretniej o zaletach przy scenie ukazującej dawanie specjalnego urządzenia dziewczynie. A taki pomysł z pewnością zrewolucjonuje stosunki międzyludzkie, a raczej, gwoli ścisłości, intymne stosunki między człowiekiem a hologramem. Ten pomysł będzie wywrze ogromnie na moralność, a tradycyjna i chrześcijańska moralność niestety prędzej lub później, ale z pewnością nieuchronnie musi odstąpić od wpływu na mentalność i zachowania członków społeczeństwa.

Co więcej, właściwie świat według „Blade Runner 2049” naciska bardziej niż poprzedni film, z lat osiemdziesiątych XX wieku, na problemy z wirtualną rzeczywistością. Oczywiście jest to poboczny problem, nieznaczny i ledwie odznaczający, jednakowoż dla dociekłego widza można zauważyć różnicę między pierwszym a drugim filmami. Nic dziwnego, gdyż obecnie świata wzmaga się z jeszcze nieistniejącymi lub przynajmniej nieznacznymi w latach osiemdziesiątych XX wieku. „Blade Runner 2049” stara się trzymać rękę na pulsie i odpowiedzieć na obecne wyzwania. Film z początków XXI wieku ukazuje więc świat, który można czekać już przed kolejnym etapem, kolejną rewolucją. Zbliża się świat według „Blade Runner 2049” mianowicie zbliża się nieubłaganie i niebezpiecznie do całkowitego zamazania granic między rzeczywistością a jej niedoskonałą wszakże imitacją, między rzeczywistymi bytami (człowiek, a nawet android) a symulakrami (Joi), wreszcie zbliża się do faktycznego uznania takichże symulakrów za równych względem ludzi i androidów. Wprowadza nowy film nową kategorię, stricte wirtualną, trzecią stronę w konflikcie człowiek – android, aczkolwiek jeszcze za słabą – że tak powiedzieć – „politycznie”. W drugim filmie przyszłościowe społeczeństwo powoli dojrzewa do uznawania sferę wirtualną za… rzeczywistość! Innymi słowy, w ponurym i przyszłym świecie w „Blade Runner 2049” zaczynają zacierać granice między sferami: rzeczywistym a wirtualnym, a za tym idzie łatwiej zrealizować marzenia i pożądania, a zarazem wkracza niebezpieczeństwo nierozróżniania rzeczywistości i wymagań od snów, marzeń i pożądań. Ba – nowy film porusza tedy nowy, dotąd nieznany szerzej w fantastyce filmowej), obok jakże znanej i wiodącej tematyki człowieczeństwa, robotyki, genetyki, biotechnologii, inżynierii genetycznej w obydwóch filmach „Blade Runner”, a mianowicie kwestia stosunków płciowej z jednej strony ludzi i androidów z hologramami (vide scena zbliżenia płciowego policjanta K, prostytutki i Joi) oraz z drugiej ludzi z androidem (w scenariuszu nowego filmu można z łatwością się domyślić, iż ze stosunku płciowego policjanta Deckarda i androida-kobiety Rachael urodziło się… dziecko! Zresztą już w pierwszym filmie była scena pocałunku policjanta i androida.

Do zalet nowej odsłony „Blade Runner” musimy zalicza nie tylko scenerie, efekty specjalne i zdjęcia, które są po prostu urzekające, i to mimo negatywnych emocji, m.in. niepokoju, które towarzyszą przy obejrzeniu tychże zdjęć czy scenerii, lecz również scenariusz i akcja, a dokładniej – sposób prowadzenia akcji. Tutaj właściwie nawet różni się nowy film od poprzedniego. O ile bowiem w pierwszym filmie akcja i scenariusz (przynajmniej na początku) przypominają trochę (zaznaczam: trochę) jak kryminał, o tyle w nowej odsłonie stawia się nieco bardziej na samą akcję: akcja rozwija się błyskawicznie, liczne zwroty, zaskakujące sceny, na czele oczywiście z końcową sceną (oczywiście nie zdradzę szczegółów – wystarczy powiedzieć, iż koniec filmu wielce zaskoczy większości z widzów, które jeszcze nie obejrzeli). Nowy film stawia bardziej niż film z lat osiemdziesiątych XX wieku na szybki akcję, jednakowoż na szczęście zachowuje taki sam klimat, jak w pierwszym filmie, czyli po prostu mroczny.

Reasumując, pod względami tak formy, jak treści, nowy film dorównuje z łatwością do pierwszego, zresztą słusznie, kultowego filmu z lat osiemdziesiątych. Wprost nawiązuje „Blade Runner 2049” z jednej kontynuuje to, co zapoczątkował pierwszy, trzymając pewną tradycję sci-fi odnoście do futurystycznej dystopii i negatywnego stosunku do efektów technologii, a z drugiej rozwija i nieźle dostosowuje się do teraźniejszych problemów technologicznych i moralnych, a nawet może odpowiedzieć na nurtujące pytania odnośnie do przyszłościowych tendencji robotyzacji, sztucznej inteligencji, stosunków społecznych i prawnych człowiek – android, kwestii moralnych związanych z poczęciem dziecka przez androida. Ba – porusza nowy film – tak, jak pierwszy – w ogóle status samej nauki, z naciskiem na nauki biologiczne i technologiczne, gdyż to właśnie nauka odgrywa coraz to ważną rolę we wszystkich dziedzinach społecznych, a nawet osobistych, intymnych, przez to prędzej bądź później niepokojąco zbliża się coraz to realna zmiana z paradygmatu moralnego tradycyjnej moralności chrześcijańskiej na bliżej nieokreśloną i relatywną moralnością oraz z teocentryzmu na antropocentryzm, gdzie człowiek jest ni mniej, ni więcej, jak boski. W nowym filmie ukazuje strach i obawy ludzkości przed tworzeniem zaawansowanych, wyposażonych w sztuczną inteligencję robotów, a także – szerzej – przed niejako „zabawą w Boga”. A te strachy i obawy są właściwie przynajmniej częściowo uzasadnione. Patrząc bowiem na film „Blade Runner 2049”, jak i zresztą poniekąd „Blade Runner” z 1982 roku, można się obawiać przed przyszłością naszej cywilizacji, i to nie tylko określonej cywilizacji: zachodniej, rosyjskiej, chińskiej itd., ale w ogóle cywilizacji gatunku ludzkiej. Dlaczego? Otóż niebezpieczeństwa takie, jak m.in. chęć „dorównania” ludziom co do godności, praw i zdolności psychicznych i fizycznych, a nawet panowania nad ludźmi, biorą się z niewiedzy, myślenia życzeniowego, krótkowidztwa, uporu, ignorancji i nierozumienia faktów – tych cech, które niestety towarzyszą od początku, tj. od wykształcenia się gatunku ludzkiego homo sapiens sapiens. Mówiąc obrazowo, człowiek wciąż nie rozumie, iż nie można wkładać palców do ogniska. Ba – jest on wszakże świadom cierpienia i bólu psychicznego i fizycznego jako efektów wywołanych z przykrych i niebezpiecznych dla życia ludzkiego sytuacji, ale mimo to człowiek wciąga stale i nierozsądnie w te sytuacje – tutaj rozwój sztucznej inteligencji i tworzenie androidów, które na pewno kiedyś prześcigną w rozwoju ludzi. Idą tokiem wywodu, wciąż człowiek nie nauczy porządnie i całkowicie, iż należy unikać tychże sytuacji i nie należy ignorować faktów, patrzeć trzeźwo i niejako „na zimno” na świat. Oglądając zapierające oddech najnowsze (a raczej przyszłe i hipotetyczne) wynalazki w nowym filmie, wprawdzie można (i musimy) podziwiać kunszt człowieczy, niewiarygodne zdolności człowieka, który z perspektywy historii ludzkości coraz to szybciej rozwija się intelektualnie i biologicznie, coraz to łatwiej poznaje, jak funkcjonuje świat. Można zachwycać się geniuszem człowieka, tą zdolnością, którą nazwał filozof Jan Stachniuk „Wolą Tworzycielską”, zdolnością opanowania materii dookoła człowieka i wewnątrz niego oraz podporządkowania i przekształcenia świata podług idei człowieka. Można więc „rozsmakowywać się” w ukazanych w nowym filmie najnowszych urządzeń dla ułatwienia życia człowieka i jego przyjemności: wyższy niż człowiek w cechach fizycznych, a dorównujący umysłowo android, rozwinięty hologram w postaci ponętnej kobiety, z którą człowiek albo android może uprawiać seks – że wspomnijmy tylko te odważne, a zarazem kontrowersyjne i niebezpieczne. Lecz niestety człowiek jest – mówiąc obrazowo – na początku swojego życia naiwnym chłopakiem/naiwną dziewczyną, a nie poważnym, dorosłym mężczyzną/poważną, dorosłą kobietą. Wciąż chce on panować nad otoczeniem naturalnym, podporządkować sobie świat, ale niestety nie pojmuje, iż jest on tylko częścią całości, jaką jest natura i jego prawa. Pragnie (i próbuje) wyrwać się z przeklętych więzów, jakimi dlań są prawa i zasady przyrody i biologii i zapanować wreszcie nad światem naturalnym; marzy, iż nareszcie to on byłby ponad obiektywnymi prawami natury i wobec tego rządziłby i zmieniać prawa biologii i natury podług swojej woli. Lecz niestety dotąd nie rozumie, iż w dłuższej perspektywie to, co tworzy (a przyznajmy, iż nieraz zdumiewające i piękne) – sztuczna inteligencja, biotechnologia, nanotechnologia, inżynieria genetyczna itd. – częstokroć na końcu obróci dane dzieło przeciwko ludzkości. Innymi słowy, człowiek tworzy (poniekąd słusznie!) z myślą o celach pozytywnych: jakość życia i zdrowia, walka z chorobami, a nawet długowieczność, lecz często zapomina o tych mrocznych, negatywnych, straszliwych konsekwencjach i o celach negatywnych, zapomina, iż ten sam środek technologiczny może być w rękach tak złych, jak dobrych ludzi i ich celów. Ba – człowiek nie rozumie, iż im wspaniały, fascynujący i użyteczny pod względem jakości życia i zdrowia, tym częściej okazuje się wstrząsający, groźny dla życia ludzkości. Jednym słowem, człowiek dotąd wygląda jak dziecko lub przynajmniej chłopak, który według niego mieni się dorosłym, a nawet swoistym „panem świata”, „królem nieba i ziemi”. Pomyślmy przez chwilę, jak wyobrażałoby dziecko myślące, iż jest ono dorosłym… śmiesznie? Ironicznie? O nie – przede wszystkim zatrważająco, prawda? Najgorzej jest, gdy spotykają ignorancja i ambicja… Wszakże sami tworzymy straszne narzędzie (android), które później obróci się dzięki jego zdolnościom przeciwko nam. Wspomnijmy, iż już w pierwszym filmie na koniec wygłasza właśnie nie człowiek, ale android te słynne słowa: „Widziałem rzeczy, w które nie uwierzyliby ludzie. Atakujące statki w ogniu z ramienia Oriona. Patrzyłem, jak promienie C migoczą w ciemności w pobliżu Bramy Tannhäuser. Wszystkie te chwile zostaną utracone w czasie, jak łzy w deszczu. Pora umrzeć”. Właśnie – „wszystkie te chwile zostaną utracone w czasie, jak łzy w deszczu”. Właściwie wręcz poetycko, prawda? Powyższy cytat z pewnością jest dowodem na to, iż już android nie różni się od człowieka pod względem inteligencji.

Oglądając film „Blade Runner 2049”, właściwie odnieść wrażenie, iż wprawdzie nie tak bardzo bezpośrednio pokazuje te niebezpieczeństwa robotyzacji, nano- i biotechnologii, inżynierii genetycznej itd., aktorzy nie tak bardzo wypowiadają obawy, ale na szczęście widać i porusza te poważne problemy niebezpieczeństwa technologii – można wszakże wywnioskować te kwestie. Gorąco polecam, i to nie tylko dla koneserów sci-fi, ale także dla po prostu myślących.